Google: Jak przestać czuć się rozczarowanym? (według studentki architektury)

Styczeń.
Półroczny projekt, pierwszy projekt budynku, zupełna swoboda. Ogólne zadowolenie i podniecenie.

Czerwiec.
Ostatnie poprawki, oddane portfolio, zdjęcia modelu końcowego. Płacz i rozczarowanie.

Dwa stany, w których się znajdowałam.
Wydawało mi się, że byłam w miarę w czasie z projektem, wszystko szło gładko i bez większych problemów. Niestety skończyło się to wraz z tym, kiedy przez cały miesiąc rysowałam plany mojego budynku, bo coś się prowadzącej nie podobało (na przykład różnice jednego milimetra). Łącznie: 16 planów, 8 przekrojów, miło.
Stracony czas.
Przez ten mój przestój zmuszona byłam cisnąć przez trzy tygodnie. Codziennie uczelnia (DOSŁOWNIE JAK MÓWIĘ CODZIENNIE, TO CODZIENNIE CAŁY DZIEŃ PONIEDZIAŁEK - NIEDZIELA, 3 TYGODNIE).
Po dwóch tygodniach ciężkiej pracy, zmarnowana, wymęczona, ale jeszcze żywa i myśląca, spotkałam się z prowadzącą, która po raz kolejny zaczęła narzucać mi ekscytujące (dla niej) pomysły, notując na czterech kartkach, co muszę zrobić na przyszły tydzień.

"No i właściwie idź weź swój rysunek, skseruj go i zrób kolaż, no taki wiesz, żeby ten kanał pokazywał."

A ja jak głupia, kiwam posłusznie głową, chociaż już milion razy wspomniałam jej, że mnie nie obchodzi kanał obok mojej działki. Rozumiem, że woda może być fascynująca, ale dlaczego mam na siłę szukać jakiś związek między moim budynkiem a wodą? Nie chcę. Po prostu, nie chcę.
Naprawdę szkoda, że prowadząca ani razu nie zapytała mnie, co ja chce zrobić i jakie są moje pomysły. Muszę przestać kierować się tym, że nauczyciele zawsze mają rację i czasem ja też mogę mieć dobry pomysł, ale niestety, nie jest to łatwe.

Poleciałam jak głupia, żeby skserować ten rysunek. Niby takie szybkie, a zajęło ponad godzinę. W międzyczasie biegałam po uczelni, bo z tego, co pamiętam, nie miałam czasu. Naprawdę, miałam już dosyć. Kolejny tydzień siedzenia na uczelni mnie wykańczał, a ja, wraz z moim introwertycznym charakterem, potrzebujemy chociaż jednego dnia w tygodniu tylko dla siebie. Potrzebowałam psychicznego odpoczynku i ciszy, w której ładuję baterie.

Wbiegam do studio z wielką kartką ksero, szukam wzrokiem prowadzącą. Jest! Rozmawia z Sarą. Chyba nic się nie stanie, jak chwile im zajmę. Muszę zapytać, co myśli, bo ksero wydrukowało się na różowo.

"To nic. Wiesz jak używać Photoshop? Nie. Dobrze, w takim razie zapytaj kogoś jak zmienić... (…) [Jedyne, o czym myślę to to, że nie mam czasu. Nawet na tę rozmowę nie mam czasu] Ale ja nie mam czasu. Dasz radę, tylko tam musisz wejść w opcje... (…) Nie mam czasu."

I patrzę zdezorientowana na to ksero, a w głowie świeci pustka, w niej jedynie myśl: Po cholerę Ci właściwie to ksero?
Już nie miałam psychicznie i fizycznie siły na nic. Nie wiedziałam, co działo się dookoła, ale dokładnie wiedziałam, co stanie się zaraz.

"Ale co ja mam właściwie zrobić z tym ksero? Julia.. Nie wiesz? Przecież rozmawiałyśmy o tym całe rano. […] Co chcesz z tym zrobić? [Patrzę ślepo na kartkę i nie wiem, gardło powoli mi się zaciska, oczy zachodzą łzami; udaję, że mam się świetnie] Nie wiem. No, ale, co TY CHCESZ z tym zrobić? [Co ja mam jej powiedzieć? Nie wiem. Nie wiem, co mam zrobić z tą cholerną kartką. Mogę ją po prostu wyrzucić i pracować sama? Chcę pracować sama. Nie chcę twoich pomysłów. Chcę mieć w MOIM projekcie coś SWOJEGO. To mój projekt, moje przemyślenia, moje emocje. MOJE MOJE MOJE. Ty miałaś mi jedynie pomagać] Ja... Ja właściwie nie wiem.

Zalewam się łzami przed całą klasą. W tym momencie dziękuję sobie, że nie mam makijażu. Razem z prowadzącą wychodzimy na korytarz i rozmawiamy, co się dzieje. Dopiero teraz uświadamiam sobie: Jestem z siebie niezadowolona. Potrafię więcej. Mam więcej możliwości. Myślę szerzej, niż inni, widzę więcej rzeczy, a po moim projekcie tego nie widać.

Okropne uczucie poświęcić tyle miesięcy, żeby nie widzieć zadowalających wyników.
Po tej rozmowie spędziłam kolejny tydzień na uczelni i chyba był to jeden z trochę bardziej ekscytujących tygodni (mimo iż zmęczona byłam niemiłosiernie), bo mogłam dać się ponieść swojej wyobraźni.

Po oddaniu portfolio czekał nas jeszcze końcowy model. Przeniosłam pracę do domu, bo moja irytacja nie pozwalała mi na produktywną pracę w studio. Trzy dni. Trzy pełne dni. I co? Z początku lekka ekscytacja, później niezadowolenie, płacz i wychodzące włosy.

Przeciętnie. To jedyne, co czułam po oddaniu modelu.
Jak to możliwe, że model, nad którym spędziłam trzy pełne dni jest, według mnie, przeciętny?

Zawsze konfrontuje się z tym samym problemem: według mnie. Jestem bardzo wymagająca dla samej siebie. Surowa, zimna i drastyczna. To tak, jakby część mnie dawała z siebie dwieście procent, a druga część pod koniec zawsze mówi: Mogłaś lepiej, stać Cię na więcej.

I ciągle walczę. Walczę z drugą częścią mnie, która co jakiś czas podpowiada mi, że taką pracą dużo nie osiągnę, że nie mam talentu, jestem głupia. Jesteś kobietą, więc musisz udowodnić, że też możesz (bardzo chętnie poruszę ten temat w przyszłych postach, jednak najpierw chcę zdobyć więcej fachowej wiedzy).
Ale na szczęście, moja druga strona jest łagodna. Z pozoru słaba... Tylko pozoru! Ta z kolei, mówi mi, że ciężką pracą osiągniesz wszystko, co zechcesz. Czerp naukę z porażek, a w przyszłości będziesz mogła mówić "Byłam najgorsza w pieczeniu sernika! A tymczasem doprowadził mnie on do wygrania Masterchefa!"

 Godzina 22:23. Obudziłam się i zaczęłam od razu płakać przez tę cholerną makietę. Jest słaba, mogłam poświęcić jeszcze więcej czasu (jak?), JESTEM SOBĄ ROZCZAROWANA.

Google: Jak przestać czuć się rozczarowanym?

Chcę tylko przestać płakać. Chcę przestać zasmarkiwać sobie całą koszulkę. Chcę wewnętrznego spokoju. NIE CHCĘ się przejmować, to nie tak ważne. Przecież wiem, że będzie dobrze. Mam wakacje. Nic nie daje.
Ja płaczę w pokoju, a współlokatorka pali zioło z przyjaciółmi, słuchając muzyki na cały akademik, Cardi B Bodak Yellow, czy inne rapsy. Zazdroszczę tej umysłowej wolności w tym momencie. Zabawnie płakać do Cardi B. Ogarniam się jakoś, bo muszę wyjść z pokoju, a przecież nie chcę, żeby przez przypadek jakaś zjarana przyjaciółka zobaczyła mnie w takim stanie. Wychodzę. Ktoś nie trafił do kosza na śmieci. Zużyty tampon leży na środku. No przecież żadna z nich tego dziś nie posprząta. Przecieram cieknący nos i nie myślę, wyrzucając nieswoją zgubę przez grubą warstwę papieru. Właśnie w tym momencie dostałam natchnienie do napisania tego posta.

Jak to powiedział włoski terapeuta z Youtube, rozczarowania to część naszego życia. Jak co jakiś czas nie czujesz się sobą rozczarowany, to znaczy, że nie dajesz z siebie wszystkiego. Możesz popłakać, ale nie płacz za długo.
Może to prawda, może to nieprawda. Wolę wierzyć w to pierwsze. Właśnie w tym momencie, ta surowa część mnie stara się mi wmówić, że on kłamał. Gdybyś była wystarczająco dobra, twój projekt końcowy oddawałby to, a Ty byłabyś z siebie dumna, jak nigdy (normalnie jakby od tego zależało czy mnie Foster na praktyki przyjmnie, ha).

Popłaczcie sobie, ale nie za długo.

fig.1 ME London, Foster + Partners, 13|05|18

fig.2 ME London, Foster + Partners, detal, 13|05|18


Julia

Zapraszam na mój YouTube, gdzie mówię więcej o studiowaniu i życiu w Londynie: TUTAJ KLIKNIJ :)






Komentarze

Popularne posty